Huk armat zagłuszał wszystko, salwy piechoty z obu stron zasnuwały dymem pole bitwy, bicie w bębny przebijało się przez okrzyki idących do ataku żołnierzy francuskich, polskich i rosyjskich – tak było 210 lat temu pod Lidzbarkiem Warmińskim, tak i w tym roku.
W rekonstrukcji oczywiście wzięło udział niewielu – w porównaniu z realna bitwą – żołnierzy obu stron, ale prezentowali się naprawdę godnie. Mundury, broń, musztra – wszystko jak w czasach napoleona. Oczywiście więcej było rekonstruktorów odtwarzających stronę francusko – polską, ale i przeciwnicy wystawili zacną reprezentację. Najgłośniejsi, jak to w takich bitwach, byli artylerzyści. Armat było pięć, nowością widowiskową dla publiczności były “wybuchy” przygotowane przez pirotechników.
Piechota bezbłędnie wykonywał wszystkie zwroty, a jak kilkuset żołnierzy krzyknęło “Vive L’Empereur!”:, ciarki przebiegły po plecach. Podobnie, gdy marszałek Soult (Oleg Sokołow) na koniu poprowadził atak piechoty francuskiej i polskiej na bagnety. Mistrzami jak zwykle byli dobosze (i flecistka) z Czech.
Inscenizacja pod Lidzbarkiem Warmińskim wysunęła się na pierwsze miejsce wśród krajowych rekonstrukcji napoleońskich. Tak trzymać!