Z parkingu w miasteczku San Leo do twierdzy o tej samej nazwie prowadzi stromy chodnik. Latem trzeba się nieźle napocić, żeby stanąć u bramy. Jestem na wysokości 630 metrów nad poziomem morza, a przybyłem tu oczywiście podążając śladami polskich, legionowych żołnierzy Bonapartego.
O twierdzy San Leo sam Machiaveli napisał że jest dziełem sztuki. Obecnie możemy podziwiać zarówno dawną rezydencję, jak i przyciągające większość turystów złą sławą cieszące się papieskie więzienie.
A większość z tej większości gości biegnie skrzydła zamkowego, gdzie więziony był słynny Aleksander Cagliostro. Mag, szarlatan, alchemik został skazany przez inkwizycję w roku 1791 roku na śmierć. Papież Pius VI zamienił wyrok na dożywocie w twierdzy San Leo. Tutaj zmarł (oficjalnie na apopleksję) 26 sierpnia 1795. Nieco ponad dwa lata później do twierdzy weszli żołnierze Legionów Dąbrowskiego.
W drugiej połowie 1797 roku Bonaparte rozkazał dowódcom wojsk francuskich we Włoszech (generałowi Kilmaine i Berthierowi) zajęcie regionu Montefeltro z twierdzą papieską San Leo. Była to twierdza broniąca dostępu z Apeninów w kierunku Ankony i Turbino. Broniło ją prawie pól tysiąca ludzi.
Po otrzymaniu przez generała Jan Henryka Dąbrowskiego z rąk Berthiera nominacji na dowódcę Korpusu Emilii (późniejszego Korpusu Romanii) sformował siły, które ruszyły w stronę San Leon. 2 grudnia Dąbrowski i Kniaziewicz poprowadzili dwa bataliony polskie i 400 żołnierzy weneckich.
Po przybyciu pod twierdzę Dąbrowski wezwał obrońców do poddania. Ci odmówili wierząc w swoją dobrą pozycję. San Leo zbudowano bowiem na wyniosłej skale. Żołnierze zajęli pozycję na przeciwko bram twierdzy.
Sam Dąbrowski przeprowadził rekonesans, podczas którego kula wystrzelona przez przeciwników drasnęła go w policzek. Szturm przygotowano na 6 grudnia, po przyjściu sześciu armat. W ataku wzięli udział tylko żołnierze polscy: tyralierzy ostrzeliwali obrońców twierdzy a dwie kolumny ruszyły do szturmu – jedna pod dowództwem kapitana Józefa Drzewieckiego, druga – kapitana Antoniego Downarowicza. Po ustawieniu przez Polaków drabin do murów, obrońcy wywiesili białe flagi. Na mocy rokowań garnizon wyszedł z bronią i bagażem osobistym.
Zdobyciem uznawanej za trudną do zdobycia twierdzy Polacy zyskali wielki poklask.
A o zwiedzaniu San Leo pisał w swoich „Pamiętnikach” (Kraków 1891) J. Drzewiecki:
„Weszliśmy do twierdzy rano, a gdy spisywano pozostałość zamku, który nam Szwajcar oficer zdawał, z nas niektórzy i ja puściliśmy się na oglądy znamienitych więzień… Widzieliśmy i miejsce, gdzie Cagliostro odbywał więzienie. Ściany jego były rysunkami okryte. Nadzwyczajne postacie, koła i gwiazdy, napisy nic nas nie nauczyły.”
Obecnie zwiedzamy wystawę uzbrojenia różnych epok, wspomniana celę oraz inne cele więzienne a także lochy ze sprzętem do tortur. Obszerny dziedziniec, mury, potężne baszty, z których rozpościera się widok na cała okolice i położone u podnóża góry miasteczko San Leo. Brak tablicy upamiętniającej pobyt tu naszych chłopaków z Legionów – szacunek za “wspinaczkę” tutaj z pełnym rynsztunkiem. Polak potrafi.