Zaczyna się pięknie: nazwa „U Bonaparta“, „pieróg“ napoleoński wymalowany na szybie, garfiki i obrazy z epoki na ścianach… jedzenie jednak podają tutaj niegodne nawet żarcia obozowego podczas odwroru Wielkiej Armii spod Moskwy.
Nie sposób nie zauważyć tej restauracji. Gdy z praskiego Mostu Karola schodzimy na Małą Stranę i idziemy w górę, w stronę Hradczan, po lewj stronie ulicy znajuje się lokal o nazwie „Restaurace U Bonaparta“ (adres Nerudova 214/29). Co prawda Napoleona niegdy w Pradze nie było, ale jego ludzie owszem. Zresztą, czegóż się nie robi, żeby zwabić głodnego turystę. Głodny nie byłem, ale przecież okazji wypicia kufelka w restauracji U Bonapartego nie mogłem przegapić.
No cóż, życie blogera napoelońsko-podróżniczego nie jest łatwe. Spośród tylu knajpek w Pradze, akurat musiałem trafić na jedną z najgorszych.
Nazwa – gonda, wnętrze – też jeszcze OK, obarzy, grafiki „napoleońskie“, szable, pancerz kirasjera… Jednak to nie muzeum, tylko knajpa, a więć ludzie przede wszystkim przychodza tu jeść.
Biorę do ręki menu.
Można zamówić zestaw dnia za 150 koron (ok. 26 zł,) w nim na przykład: zupa, kurczak z frytkami i klucha na słodko ze śmietaną lub zupa, schab z frytkami i wspomniana klucha.
Jeśli decyduejmy się na zestaw własny ceny kształują się następująco:
Zupa cebulowa 49 koron (7,35 zł)
Dania tradycyjnej kuchni czeskiej: pieczeń wieprzowa z ziemniakami – 175 koron (ok. 27 zł), kaczka w winie z knedlami ziemniaczanymi – 299 koron (ok. 45 zł).
Jedyne danie nawiązujące do nazwy lokalu – stek Bonaparte z serem i grzybami oraz ryżem – 240 koron (36 zł).
Dodatki typu frytki, ryż, ziemniaki – 39 koron (ok. 6 zł).
Naleśniki – 85 koron (ok. 13 zł).
Próbuję gulaszu z knedlami za jakieś 36 zł. Nawet lubię ideę slow food, ale tutaj mam do czynienia z wersją veryslow. Wreszcie kelner przychodzi… niestety pomylił danie. „Nie chcę zamienić?“ No to czekam dalej…
Jest moje danie, kelner łaskawie doniósł również piwo. Więcej niż przyzwoita cena – 35 koron czyli 5,25 zł za pół litra. I dobrze, jest się czym pocieszyć. Bo danie jest, delikatnie mówiąc, paskudne. Gulasz jakiś żylasto-gumowy, knedle wyraźnie niedogotowane… Zostawiam pół talerz, dopijam piwo, wołam kelnera. Tym razem przybiega prędziutko z rachunkiem. Zamiast 275 koron mam do zapłacenia 302,50 bo doliczany jest dodatek 15 proc. za… serwis.
No, w czasach napoleońskich płazem szabli zbiłbym kelnera, porąbał stoły i wybił karczmarzem okno. A tak – zaliczyłem kolejny lokal „napoleoński“. Jeśli nie jesteście maniakami-bonapartystami – omijajcie ten lokal z daleka. Piwa dobrego w Pradze napijecie się wszędzie. Ten lokal niech się spali… choćby ze wstydu.