Zobaczyć suknię pierwszej żony Napoleona – Józefiny, jej trzewiki, fotel, którym siadywał cesarz, stół na którym rozkładał mapy, serwis porcelanowy, z którego pijał – okazji, by to wszystko zobaczyć nie wypada przeoczyć. Zwłaszcza, że to wszystko zgromadzono na Zamku Królewskim, w którym Napoleon był trzykrotnie.
Niewiele jest okazji w Polsce, by zobaczyć autentyczne przedmioty należące do Napoleona i jego najbliższych, więc wystawa jest prawdziwą gratką dla „napoleonolubów”.
Od znajomej, która wybrała piwo z przyjaciółkami, dostałem zaproszenie nie wernisaż otwierający wystawę.
Przemówienia m.in. dyrektora Zamku Królewskiego Andrzeaj Rottermunda, ambasadora Francji Pierre Buhler’a, tańce z epoki napoleońskiej w wykonaniu zespoły Wyższej szkoły Handlowej, Wielka Sala wypełniona znamienitymi gośćmi, białe wino, oglądanie eksponatów, rozmowy o… urodzie Napoleona i jego guście – tak wyglądało otwarcie wystawy „Napoleon i sztuka” na Zamku Królewskim w Warszawie.
Przemówienia były niegłupie, ambasadora francuskiego wygłoszone po polsku. Tańce z epoki – no, cóż, często wydaje mi się, że dopiero w tych tańcach bym się sprawdził. Przynajmniej w tym fragmencie tupano – krzyczanym: huha! Ejho!
No, ale najważniejsza jest oczywiście sama wystawa. Choć zgromadzono na niej ponad sto eksponatów, to po przejściu wystawy mam poczucie niedosytu. Wiem, wiem strony francuskie i polska starały się i jest to największa tego typu wystawa w Polsce, ale mnie ciągle mało. Fragmenty materiałów i wzorów krawieckich mnie nie wzruszają, dłużej zatrzymałem się przed obrazami, meblami, biżuterią i porcelaną. Obrazów nie zgromadzono za wiele, ale jak rozumiem, starano się zasygnalizować pewne trendy epoki. Jest Vernet i jego Somosierra z pokazanym pułkownikiem Krasińskim (który nie grał udziału w szarży) ojcem przyszłego wieszcza Zygmunta, jest portret księcia Poniatowskiego, Marii Walewskiej… Jest portret Napoleona w stroju koronacyjnym i jest kopia zaginionego Bacciarellego ukazującego nadanie konstytucji Księstwu Warszawskiemu (oryginał wisiał przed laty właśnie w Zamku Królewskim).
W jednej z dalszych sal, w gablotach wystawiono m.in. serwis do kawy, z którego pijał Napoleon, porcelanę używaną przez jego żony, biżuterię Józefiny. Patrząc na zestawy obiadowo – kawowe wyobrażam sobie, jak służba to wszystko pakowała do kufrów i jak od biwaku do biwaku wędrował tabor z kruchymi przedmiotami… brrr, nie chciałbym być odpowiedzialnym za to kamerdynerem.
Kobiety zwiedzające wystawę cmokają nad kolią i bransoletkami Józefiny, by za chwilę komentować wielką suknię z trenem i trzewiki. Potem zaczyna się rozmowa ciągnąca się także podczas poczęstunku:
– Słuchaj Haniu, jak oceniano Napoleona, no wiesz, nie kobiety, bo te wiadomo – ceniły władzę, ale inni mężczyźni?
– No, Krysiu, chyba mężczyźni właśnie cenili władzę. A kobiety? Czy on ci się podoba?…
Nie chce mi się słuchać dalszej, podsłuchanej mimo woli rozmowy…
Przeglądam zestaw filmów, jakie będą wyświetlane w „Iluzjonie” z okazji wystawy. „Pan Tadeusz” Wajdy – no, epoka owszem, nastrój oczekiwania, ale nie ten film znalazłby się w pierwszej dziesiątce przeze mnie układane. Dalej: „Jeniec Europy” Kawalerowicza, „Przygody Gerarda” Skolimowskiego, „Waterloo” Bondarczuka, „Marysia i Napoleon” Buczkowskiego, „Popioły” Wajdy, „Wojna i pokój” Bondarczuka, „Austerlitz” Gance’a, „Pani Walewska” Browna, „Jego wielka miłość” Perzanowskiej i Krawicza oraz „Pan Tadeusz” Ordyńskiego.
Każdy ma plusy i minusy, smaczki, wielkie role i pomyły, ale filmy napoleońskie, za które zamierzam zabrać się w słotne, jesienne wieczory. Będą recenzje filmów, oceny wykonawców, muzyka. Już teraz zapraszam Was do lektury.
A na razie – do zamku na wystawę. Zdecydowani warto.