Już prawie pół wieku kierowcy jadący na trasie Warszawa – Poznań lub w odwrotnym kierunku (jak jechał w 1806 roku Napoleon), mijają restaurację z dumną nazwą na fasadzie – Kuźnia Napoleońska. Napoleona raczej tutaj nigdy nie było, ale legenda że był, jest ładna. Niestety – legenda niewykorzystana.
To kolejny przykład na to, jak się rodzą mity napoleońskie. Na większości stron piszących o Sochaczewie i czasach napoleońskich znajduje się opis rzekomej wizyty cesarza w Sochaczewie podczas pochodu na Moskwę. Nic to, że droga Napoleona w 1812 omijała całkowicie Mazowsze. Przyjazd Napoleona i przeprawa jego wojsk została uwieczniona na obrazie, o którym pisze Kościński w Echu Sochaczewskim z 10 sierpnia 1927. Postawiono także kamień pamiątkowy, “na czwartym kilometrze w kierunku Warszawy, że tu zatrzymał się Napoleon Wielki podczas wyprawy na Rosję.”
Dzięki Bogu, kamień nie przetrwał do naszych czasów – mniej wstydu… Przedwojenna gazeta pisząc o pobycie cesarza w Sochaczewie, umiejscowiła to wydarzenie w dworku stojącym zbiegu ulic Staszica i ulicy wiodącej do miejskiej rzeźni.
Z kolei kilka kilometrów od centrum Sochaczewa w stronę Warszawy stoi Kuźnia Napoleońska. Nazwę tę noszą restauracja i nowoczesny hotel. W XIX wieku w tym miejscu stała folwarczna kuźnia, w której rzekomo Napoleon – znowu “w drodze na Moskwę” – podkuł konia. Już pisałem, że nie mogło to się stać w 1812. A wcześniej? W grudniowej szarówce 1806 roku, pod wieczór, jadąc konno z Łowicza przez Błonie do Warszawy mógł teoretycznie zabłądzić do kuźni stojącej przy trakcie. Podobna scenę opisał Wacław Gąsiorowski w “Huraganie”. Tam w karczmie żydowskiej cesarza z opresji ratuje małżeństwo Żubrów. Może więc i konia cesarz podkuł w kuźni w Paprotni.
W miejscu, w którym stała przed dwustu laty kuźnia, na przełomie lat 60. i 70. XX wieku stał również budynek kuźni. Odrestaurowany zamieniony został na restaurację “Kuźnia Napoleońska”. W 1990 roku powstał hotel. Obecnie obiekt dysponuje 120 pokojami, centrum konferencyjnym o powierzchni ponad 1700 metrów kwadratowych, basenem, jacuzzi, sauną, ogrodem z altaną grillową.
W restauracji na ścianach wiszą obrazy o tematyce napoleońskiej, w karcie niestety nie ma żadnych dań choćby z nazwy nawiązujących do nazwy samej restauracji. Obsługa też nie za bardzo wie, dlaczego restauracja tak się nazywa. Nie ma co tu długo popasać, cesarz pewnie też długo miejsca tu nie zagrzał. Szkoda, istnieją miejsca, w których Napoleonem, jego tradycją się “gra”. Nie trzeba dużo, wystarczy nieco wysiłku i wyobraźni, jak choćby w nieodległym Łowiczu (czytaj TUTAJ)