Niespodzianki nie było – jak Bóg przykazał a Napoleon sprawił – w kolejnej rekonstrukcji bitwy pod Austerlitz, wygrali Francuzi. Jak zwykle na polu pod Twarożną na Morawach spotkali się rekonstruktorzy z kilkunastu krajów. I jak co roku imprezą żyłą cała okolica Sławkowa koło Brna(jak nazywa się obecnie miasteczko Austerlitz).
W piątek wieczorem, na dzień przez „bitwą” trudno znaleźć wolne miejsce noclegowe w Sławkowie. Większość zajmują przybyli z różnych krajów rekonstruktorzy. Śpią również w Starej Poczcie, w Twarożnej (pod namiotami), ale najwięcej ich jest właśnie tutaj.
Wieczorem w kilku otwartych knajpach większość gości stanowią ci w mundurach z epoki napoleońskiej.
W tym roku część udała się na dziedziniec zamkowy, gdzie wyświetlano film dokumentalny o bitwie po Austerlitz (można tam było napić grzanego wina, grogu, piwa). Na zamku odbywał się bal, więc co chwilę w stronę głównego wejścia przemykały damy w strojach z epoki i oficerowie w galowych mundurach. Bardziej luźna atmosfera i prawdopodobnie bardziej przypominająca tę sprzed dwóch wieków panowała lokalach przy głównym placu Sławkowa.
Część wojaków opanowała salę w restauracji Bonaparte (czytaj TUTAJ). Gdy okazało się, że po godzinie 21. sala zamienia się w dyskotekę (obsługa włączyła głośno muzykę taneczną) w tany najpierw ruszyli weterani napoleońscy (oczywiście w mundurach). W innych lokalach rekonstruktorzy ograniczali się do ładowania akumulatorów przed bitwą.
Rano w sobotę wybraliśmy się do Twarożnej. Tam tradycyjnie można oglądać obozowisko. Najgłośniej – jak zwykle – było u Rosjan. Silną grupkę stanowili Polacy z 33. pułku piechoty liniowej, dla których nocleg pod namiotem to już tradycja.
Im bliżej godziny „bitwy”, tym więcej oddziałów ściąga do miejscowości. To stąd ruszają na odległe o niecały kilometr pole bitwy. Za ogrodzeniem wyznaczającym arenę zmagań już zgromadziło się kilkanaście tysięcy osób. Tego dnia uruchomiono specjalne połączenia autobusowe z Brna. Na trybunie honorowej – goście z Francji i Austrii. Niestety –jak ogłoszono nam w namiocie dla VIP-ów nie dojechał (z powodów zdrowotnych) Napoleon – Mark Schneider ze Stanów Zjednoczonych, najlepszy wykonawca cesarza. Wielka szkoda, bo jest tutaj na Morawach i wśród rekonstruktorów bardzo lubiany.
Bitwa, jak co roku, była komentowana przez czeskiego historyka (po czesku, zaś na trybunie honorowej tłumaczona). Sama rekonstrukcja trwała niecałe dwie godziny. W tym roku wyjątkowo dużo (70) było kawalerzystów, najliczniejszą zaś (po Czechach) grupę stanowili Polacy. Najwięcej huku jak zwykle robili artylerzyści, całość manewrów wyglądała dużo lepiej niż większości filmów fabularnych.
Wygrali Francuzi…
Od dwóch lat niestety zamknięta jest Winiarnia zamkowa w Austerlitz. Tam odbywały się biesiady wieczorne. Tym razem więc, najpierw obejrzeliśmy widowisko na podstawie wspomnień jednego z artylerzystów z baterii majora Frierenberga (czytaj TUTAJ). Widowisko odbyło się w parku zamku Austerlitz, wzięło w nim udział kilkuset rekonstruktorów, kilkunastu kawalerzystów, kilka armat. Z głośników słyszeliśmy fragmenty pamiętników i muzykę (zdecydowanie za głośną – zagłuszała odgłosy walki, nawet huk armatni.
A po rekonstrukcji dzielni wojacy rozeszli się po Sławkowie. My trafiliśmy do wspomnianej wcześniej restauracji Bonaparte. Tutaj jednak na razie nie ma atmosfery, która panowała w zamkowej piwnicy. Nie było też- największa strata – jam session doboszy.
W niedzielę, również tradycyjnie, odbyła się uroczystość na wzgórzu Prace.
Kilkuset widzów wysłuchało apelu poległych, wysłuchało modlitw przedstawicieli trzech wyznań. Potem w krypcie pod pomnikiem delegacje grup rekonstrukcyjnych i władz lokalnych złożyły wieńce. „Oprawę muzyczną” zapewnił niezastąpiony zespół „francuskich” werblistów. Tak zakończyło się trzydniowe święto wielbicieli epoki napoleońskiej na Morawach Południowych.